Na dzisiejszy dzien wynajmujemy zapoznanego na dworcu taksowkarza. Za kolko (Erywan-Noravank-Martuni-Sevanavank-Erywan) zgadza sie jechac za 30 000 AMD (240zl). Dzieki temu mozemy zatrzymywac sie w dowolnym momencie trasy lub nieco z niej zbaczac zeby cos zobaczyc.
Glowne zabytki byly dzisiaj tylko tlem. Najpierw zatrzymujemy sie by zrobic zdjecie owcom, a pasterz lapie malego barana i proponuje wziac go na reke zeby zrobic z nim zdjecie.
Droga wiedzie gorskimi stromiznami przez przelecz Selim (2400mnpm). Niedaleko przeleczy jest dawny punkt noclegowy dla karawan (z czasow jedwabnego szlaku). Prosimy o postoj. Jest to chyba jakies tradycyjne miejsce piknikow ludzi z okolic (piekne widoki na kanion), i wlasnie taki piknik ma mejsce. Zostajemy zaproszeni na poczestunek (wodka, grillowany kurczak, ormianska trawa, papryka), i w swietnych humorach jedziemy dalej...
Zboczylismy z trasy do miejscowosci Noratus zeby zobaczyc tutejsze khaczkary. Jest to duzy ormianski cmentarz z bardzo starymi nagrobkami, jest tez ciagle miejscem pochowku dla miejscowej ludnosci. Przed wejsciem do cmentarza czekala nas spora grupka babc i dzieci sprzedajacych czapki, rekawiczki i inne cuda... Totalnie oblezeni, jestesmy malo asertywni i kupujemy jakies dziwne lapki do trzymania goracych garnkow za jedyne 1000 dram... Miejscowy marketing jest baaardzo bezposredni.
Potem jeszcze piekne widoki na jezioro Sevan z Sevanavank i wracamy do stolicy (cala wycieczka trwala od 10 do 19 i liczyla jakies 300km).
Chyba kolejny dzien poswiecimy na zwiedzanie miasta, bo poza spacerem Kaskada pod pomnik "Matki Armenii" niewiele tu widzielismy...