Po powrocie z Khor Virap pytamy o marszurtke na inna stacje autobusowa, tzw. "Mercedes Center". Tam czeka juz busik do Garni (jest godzina 15). Nie tylko sama swiatynia robi wrazenie, ale droga do niej i widoki naokolo. Jest to pierwsze nasze zetkniecie z ormianska wsia, czyli np z krowami spacerujacymi po ulicach. Do Geghard oferuje sie nas zawiezc taksowkarz Ludwik, i zostawia "wizytowke" w postaci recznie napisanego numeru telefonu. Kiedy wracamy jest juz w trasie, ale jest na miejscu jego syn, ktory jakims blekitnym zdezolowanym pojazdem nieznanej nam marki wiezie nas kawalek dalej. Geghard to kilka budynkow umieszczonych w malowniczym kanionie, niektore wykute w litej skale.
Powrot bez sensacji, busik z Goght odjezdza co godzine, zalapujemy sie na 18. Jednak jedzie bardzo wolno... Dlaczego? Bo goni nas drugi busik, ktory wiezie kilkoro turystow ktorzy sie na niego spoznili. Jak juz wszyscy wsiedli - jedziemy juz prosto do Erywania.