Po krótkim locie z Kuala Lumpur ladujemy w Singapurze. Od razu jedziemy do hostelu. Warunki sa nieco gorsze nich dotychczas a cena wyzsza. Ceny sa raczej zachodnioeuropejskie, a ceny alkoholu wrecz skandynawskie. Wieczorem udaje nam sie znalezc obok hostelu jakies tanie chinskie zarcie, gdzie za 1 dolara singapurskiego (2,5 PLN) mamy caly talerz noodli.
Rano w niedziele wstajemy pozniej niz zwykle i jedziemy do Zoo. Zoo w Singapurze nie powala wielkoscia i iloscia zwierzat, ale jest chyba najladniej zorganizowanym zoo na swiecie. Nie ma w ogole klatek, a wiele zwierzat chodzi sobie w ogole bez zadnej ochrony przed ludzmi. Spiacy nietoperz jest na wyciagniecie reki a malpy spaceruja sobie po linach nad spacerujacymi ludzmi. Za 5$ kupujemy mozliwosc karmienia Manata (tylko dlatego, ze za te 5$ moze z tego skorzystac cala nasza czworka).
Po zoo wracamy do miasta i trafiamy na piekny wiezowiec ze statkiem na szczycie - Marina Bay Sands. Wjazd na gore kosztuje az 20$ - w porownaniu z wiazdem na Petronas Towers (10 PLN) jest to troche sporo. Narazie sie nie decydujemy. Ciekawostka: Jest tu wielka galeria handlowa, a na parterze jest kanal z woda, i po tym kanale plywaja sobie gondole... Niezly rozmach.
W nocy zwiedzamy Chinatown ktore w odroznieniu do innych miast jest tu bardzo czyste i zadbane. Do hostelu wracamy dopiero po 23.