Wczoraj byliśmy na platnej wycieczce. Jeździlismy na słoniach i spływaliśmy pontonem po (trochę) rwącej rzece. Jesteśmy zwiedzeni, że glówne atrakcje były przeplatane rożnymi wypełniaczami czasu typu wizyty w jakichś beznadziejnych wioskach w górach, gdzie naprawdę nie było NIC ciekawego. Ot biedna wieś i kilka straganów z rękodziełem.
Jeśli chodzi o słonie jesteśmy prawie w 100% usatysfakcjonowani. Oczywiście organizator naszego wypadu tnie koszty i słoni jest za mało, żeby nas wszystkich zabrać do dwumiejscowych siedzisk na słoniach. Słonie są 4, uczestników 12. 4 Osoby muszą jechać na szyi słonia. Trafia na mnie i Michała oraz innych dwóch chłopaków z Polski. Dzięki pazerności szefostwa wycieczki mamy przynajmniej jakieś dodatkowe atrakcje - bezpośredni kontakt z szorstkim karkiem słonia. Po pół godziny jazdy w rozkroku zaczynają jednak boleć górne partie nóg i przynajmniej ja, z radością witam zakończenie spaceru.
Widok zwierząt wykorzystywanych tak jak u nas konie budzi mieszane uczucia i jeśli o mnie chodzi, nie mam zamiaru tych zwierząt więcej fatygować swoją osobą. Ten jeden raz powinien wystarczyć mi na całe życie ;)
Potem był spływ pontonem który był tak samo emocjonujący co krótki. O kolejnej wizycie w wiosce nie ma sensu pisać. (Jeśli będziecie mieć kiedyś możliwość wykupienia wycieczki bez takich pseudo-atrakcji, to jest to bardzo duży argument "za")
Wieczorem wszyscy udaliśmy się na prawdziwy tajski masaż. Większość wybrała opcję masażu z olejkiem. Pomimo, że panie wyjaśniły, że jest to ten sam masaż tylko z olejkiem, ja decyduję się na masaż tradycyjny. Jak się okazuje słusznie, bo masaż z olejkiem to nie jest tradycyjny tajski masaż, tylko wersja dość mocno zmodyfikowana. Idąc na masaż nie wiedziałem co mnie czeka. Okazało się, że jest to potężna dawka rozciągania i naciągania różnych części ciała, ze szczególnym uwzględnieniem kończyn i stawów. Czasami aż do bólu... Cena : 20PLN/h. Jesteśmy zrelaksowani jak nigdy kiedy robimy jeszcze jakieś ostatnie zakupy na targu w Chiang Mai. Dziewczyny nabierają wprawy w targowaniu się o koszulki.
W tej sekundzie 3/4 zespołu je śniadanie, a ja (Rafał) zaraz do nich dołączam i jedziemy na lotnisko. Za 1,5 godziny lot to Hat Yai...